czwartek, 5 sierpnia 2010

Narzeczony mimo woli - średni

Typowy produkt z gatunku komedii romantycznej. Kanadyjka Margaret Tate pracuje na kierowniczym stanowisku w jednym z największych i najbardziej prestiżowych wydawnictw w USA. Sukcesy w pracy zawdzięcza swojej nieugiętej postawie pracoholiczki i brakowi życia prywatnego. I jeszcze katorżniczej pracy swojego asystenta Andrew Paxtona - ambitnego młodzieńca, który codziennie przełyka własną dumę i manię wielkości swojej szefowej w nadziei na literacki debiut pod skrzydłami wydawnictwa. Tymczasem Margaret, która dotąd spijała śmietankę, grozi deportacja z powodu wygaśnięcia służbowej wizy. Surowe przepisy imigracyjne mogą pokrzyżować jej błyskotliwą karierę, chyba że szybko zdobędzie amerykańskie obywatelstwo.
Margaret nie medytuje nad problemem zbyt długo; trudne sprawy zawsze spychała na swojego pomocnika i teraz po prostu rozkazuje mu się z nią ożenić. Zrozpaczony, ale wciąż zdesperowany Andrew nie ma wyjścia. Oboje muszą jednak przekonać podejrzliwego służbistę z urzędu imigracyjnego, że ich uczucie nie jest czysto papierkowe. W tym celu udają się na weekend do rodzinnej posiadłości Andrew na Alasce, gdzie
chłopak będzie musiał zakomunikować swoim bliskim, że ta jędza, jego szefowa, wkrótce stanie się jedną z nich.

Choć to zaledwie zawiązanie akcji, nietrudno domyślić się jej finału - wszak przymiotnik "romantyczny" pełni zasadniczą funkcję w klasyfikacji gatunkowej "Narzeczonego" i całkowicie determinuje przebieg fabularnych perypetii. A te - wiadomo - muszą wieść nas przez góry i dołki, by ostatecznie usunąwszy wszelkie kłody z drogi uczuciowej głównych bohaterów pozwolić im żyć długo i szczęśliwie. W końcu mówi się, że kto się czubi, ten się lubi. I mimo iż porzekadło to nie stosuje się do większości życiowych sytuacji (włącznie z konfliktem palestyńsko-izraelskim), w bajkowych scenariuszach zastępuje psychologię.

No dobrze, ale trzeba oddać też "Narzeczonemu" honor w kilku sprawach. Owszem, jest to danie dla tych, którzy w restauracji zawsze zamawiają "to co zwykle". Ale obok przepisu ważne jest też wykonanie i sposób podania. A te akurat wypadają in plus. Bullock gra z dużym wdziękiem zarówno naburmuszoną szefową a la "Diabeł ubiera się u Prady", jak i wrażliwą kobietę po przejściach. Mimo iż nie jestem fanką urody Reynoldsa (aktora o twarzy przypominającej maskę), tych dwoje zdecydowanie sprawdza się jako ekranowa para. Jest tu też kilka innych smaczków - wielofunkcyjna rola Oscara Nuneza czy kolejne sympatyczne wcielenie seniorki Betty White, które pozwalają przetrwać chwile gatunkowej sztampy. Podsumowując: oto niezobowiązująca propozycja na długie deszczowe wieczory, których tego lata raczej nie zabraknie.

reżyseria: Anne Fletcher
obsada: Sandra Bullock, Ryan Reynolds, Mary Steenburgen, Craig T. Nelson
Prod. USA 2009, premiera 19 czerwca 2009


Publ. czerwiec 2009 Doza Kultury, emisja 18.20 2010-08-07 HBO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz